Są takie mecze, które pamięta się długimi latami lub nigdy się nie zapomina. Wiele właśnie takich spotkań rozegrał Radomiak na stadionie przy ul. Struga 63. Dziś przypominamy kilka z nich, które przeszły do historii.
3 listopada 1968: Radomiak Radom - Szombierki Bytom 1:2 pd. (1:1, 1:1)
(Z. Czubak 7' - Knop 32', Jerzy Wilim 92')
Radomiak: Kurek - Kwieciński, Kosiec, Kalita, Środowski, Gregorczyk, Chęć, Z. Czubak, Mierzwiak, Osuch, M. Jaśkiewicz
Mecz z listopada 1968 roku było to spotkanie 1/16 finału Pucharu Polski. Grający wówczas w lidze okręgowej Radomiak gościł na stadionie przy Struga ekstraklasową drużynę Szombierek Bytom, w której grali tacy piłkarze jak bracia Wilimowie Jerzy i Jan, Stanisław Cygan, Aleksander Mandziara, Diter Stanek czy Marek Ochman.
Nikt nie spodziewał się, że Radomiak może stawić zacięty opór renomowanej drużynie ze Śląska. A jednak... Szombierki potrzebowały dogrywki by awansować do kolejnej rundy. Mimo porażki 8 tyś kibiców oklaskami żegnało bardzo dzielnie walczący zespół Radomiaka, który od 7. minuty prowadził 1:0 po golu Zbigniewa Czubaka. W dogrywce górę wzięła rutyna i dojrzałość piłkarzy Szombierek nad ambicją i bojowością naszego zespołu.
***
14 lipca 1974: Radomiak Radom - Górnik Radlin 3:1 (1:1)
(Osuch 24', M. Jaśkiewicz 49', Chęć 76 - Mojżysz 14')
Radomiak: Bolesta - W. Jaśkiewicz, Środowski (Pejś), Kalita, Szych, Waloszczyk, Chęć, Dygas, Głowacki (Mrozek), Osuch, M. Jaśkiewicz
Barażowe spotkanie z Górnikiem Radlin było decydujące jeśli chodzi o awans do II ligi. Przed meczem w lepszej sytuacji był Górnik. Radomiak, żeby awansować musiał wygrać i to różnicą dwóch goli.
Mecz, który oglądało 12 tyś widzów miał niesamowicie dramatyczny przebieg. Od 14. minuty zespół prowadzony przez trenera Leszka Krzysiaka przegrywał 0:1 ale pokazał niesamowity charakter. Dziesięć minut później Jerzy Osuch uderzeniem z dystansu doprowadził do remisu. Tuż przed przerwą zieloni mogli wyjść na prowadzenie ale rzutu karnego nie wykorzystał Tadeusz Środowski. Kilka minut po zmianie stron Maciej Jaśkiewicz wyprowadził Radomiaka na prowadzenie ale taki wynik w dalszym ciągu premiował zespół z Radlina. Radomiak szturmował bramkę gości i dopiął swego na niecały kwadrans przed końcem, kiedy decydującego gola strzelił Ryszard Chęć. Zieloni nie dali wydrzeć sobie dwubramkowego prowadzenia i po 22. latach Radomiak wrócił w szeregi II ligi.
***
26 czerwca 1977: Radomiak Radom - Lublinianka Lublin 1:0 (0:0)
(Kosiec 89' (k))
Radomiak: Fronczak - W. Jaśkiewicz, Kosiec, Różalski, Kalita, Mrozek, Zieliński (46' M. Jaśkiewicz), Zgutka (70' Dygas), Strzemiński, Wojdaszka, Turoń
W III ligowym sezonie 1976/1977 Radomiak od początku do końca rozgrywek rywalizował z Lublinianką o awans do II ligi. Przed ostatnim meczem sezonu właśnie z najgroźniejszym przeciwnikiem, zieloni mieli punkt straty i aby awansować musieli wygrać.
26 czerwca 1977 roku na trybunach stadionu Radomiaka zasiadło około 17 tyś widzów. Tuż przed pierwszym gwizdkiem międzynarodowego sędziego Jerzego Świstaka z Przemyśla nad Radomiem rozszalała się ulewa i rzęsisty deszcz padał niemal przez całe spotkanie. Do końca meczu było już niewiele minut i niektórzy kibice zaczęli opuszczać stadion. Piłkarze Radomiaka walczyli jednak do końca. W 87. minucie piłka trafiła na prawe skrzydło do Jerzego Turonia, który zwiódł obrońcę Lublinianki i wpadł w pole karne. Tu drogę zagrodził mu kolejny obrońca. Napastnik Radomiaka wykonał jeszcze jeden zwód i... padł na murawę. Arbiter z Przemyśla wskazał na jedenasty metr. Piłkarze Lublinianki byli wściekli, ale sędzia nie zmieniał decyzji, rzut karny dla Radomiaka! Kilkanaście tysięcy kibiców zaczęło skandować "Radomiak, Radomiak...". Po gorączkowych naradach do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy Radomiaka, Stanisław Kosiec. Stoper Radomiaka wziął rozbieg i strzelił w prawy róg. Gol! Stadion eksplodował z radości!
- Karny w pamiętnym meczu był ewidentny. Co prawda nie ten, z którego strzeliłem bramkę, ale ten... kilka minut wcześniej, kiedy faulowany był Jurek Turoń - wspominał po latach pytany o pamiętny mecz Stanisław Kosiec. - Sędzia po prostu naprawił swój błąd. Czy się bałem? A czego? Normalnie podszedłem, kopnąłem i piłka wylądowała w siatce. Nie było czasu do namysłu. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, co by się działo gdybym nie strzelił gola. Ludzie by mnie zjedli. To były piękne czasy. Wszyscy się przyjaźniliśmy. Jak graliśmy, to graliśmy, jak się bawiliśmy to... całą drużyną. Nikt się nie wyłamywał. Myślę, że siła tamtego Radomiaka tkwiła właśnie w zgranym kolektywie - mówił legendarny obrońca, który zmarł w styczniu 2013 roku.
Bez wątpienia właśnie od tego momentu rozpoczął się najlepszy okres w historii Radomiaka, ukoronowany siedem lat później awansem do ekstraklasy.